Wybory do Parlamentu mamy już za sobą. Wygrali je zdecydowanie kandydaci obozu Zjednoczonej Prawicy, ubiegający się o wybór z list Komitetu Wyborczego „Prawo i Sprawiedliwość”. W wyborach do Sejmu oddano na nich 43,59 procent ważnych głosów, podczas gdy na kandydatów z list Komitetu Obywatelskiego (PO, Nowoczesna, Zieloni) – 27,40 procent, z list SLD (SLD, Wiosna, Razem) – 12,56 procent, z list PSL (PSL i niedobitki Kukiza) – 8,55 procent, z list Konfederacji – 6,81 procent. W wyborach do Senatu kandydaci PiS uzyskali jeszcze większe poparcie, bo sięgające aż 44,56 procent głosów. Tak dużego procenta głosów nie uzyskało dotąd żadne ugrupowanie polityczne w Polsce; oczywiście po 1989 roku, bo w czasach PRL (gdyby wierzyć podawanym wtedy oficjalnie wynikom wyborczym) kandydaci z listy PZPR i jej stronnictw sojuszniczych (czytaj wasalnych), innych list zresztą nie było, uzyskiwali zawsze blisko stuprocentowe poparcie.
Wypadałoby zatem tylko się cieszyć i cieszyć, gdyby nie kilka ale…
W nowym Sejmie Zjednoczona Prawica będzie miała 335 posłów, czyli dokładnie tylu ilu ich miała po wygraniu wyborów parlamentarnych w 2015 roku, choć wtedy na listę PiS oddano mniej głosów. Niezbyt optymistycznie nastrajają wyniki wyborów do Senatu, bo dostało się do niego jedynie 48 kandydatów Zjednoczonej Prawicy, mimo, że również tu procent oddanych na nich głosów był wyższy niż w 2015 roku. Podsumowując, PiS zachował wprawdzie Sejm, nie ma natomiast pewności kto ostatecznie będzie miał większość w Senacie, bo senatorowie z list ugrupowań opozycyjnych, mają w nim niewielką przewagę. A politycy totalitarnej opozycji, pomimo, że są skrajnie ze sobą skłóceni, w jednym są całkowicie zgodni, że… (parafrazując Władysława Gomułkę) raz zdobytego Senatu nie oddadzą PiS-owi nigdy – czyli do końca ich kadencji w Senacie!
Smucić musi także to, że pomimo, iż w rzeszowskim Okręgu Wyborczym na 15 miejsc w Sejmie aż 10 zdobyli kandydaci PiS, mandatu na posła nie zdobył Wojciech Buczak, były przewodniczący Regionu Rzeszowskiego NSZZ „Solidarność” i poseł poprzedniej kadencji parlamentarnej. Cieszy natomiast, że mandat poselski uzyskał Adam Śnieżek, również były przewodniczący Regionu Rzeszowskiego „S” i dwukrotny poseł na Sejm, który ubiegał się o wybór w krośnieńskim Okręgu Wyborczym.
Mamy zatem niepewność, co do tego, jak będzie się w przyszłości układała współpraca w wyższej izbie parlamentu pomiędzy senatorami Zjednoczonej Prawicy i skłóconej opozycji. Mamy natomiast pewność, że Zjednoczona Prawica dysponuje zdecydowaną większością w izbie niższej i trudno nawet przypuszczać, by tę przewagę kiedyś straciła, Nie wiemy natomiast, jak będą się w Sejmie zachowywać posłowie totalnie skłóconej totalitarnej opozycji. Czy czasami nie będziemy mieli powtórek z tego wszystkiego co już czynili w poprzedniej kadencji. A przypomnijmy, że okupowali wtedy przez kilkanaście dni (w grudniu 2016 roku) salę sejmowych posiedzeń, przekształcając ją w prawdziwy cyrk, że zdarzało im się próbować wwieźć w bagażnikach samochodów rozrabiaków z KOD itp., nie mówiąc już o tym, że ochoczo uczestniczyli we wszelakiego rodzaju protestach ulicznych, których organizatorzy w ewidentny sposób dążyli do przekształcenia ich w coś w rodzaju ukraińskiego majdanu.
Trudno jednak żywić nadzieję, że w obecnej kadencji parlamentarzyści totalitarnej opozycji będą się zachowywać inaczej niż dotychczas, biorąc pod uwagę choćby to, że z listy Komitetu Obywatelskiego, przy jawnym wsparciu Grzegorza Schetyny, dostała się do Sejmu ewidentna skandalista, jaką jest niewątpliwie Klaudia Jachira, znana ze swoich skrajnie chamskich ataków na ludzi prawicy! Zaś biorąc pod uwagę to, że do Parlamentu dostali się tym razem oprócz kandydatów Platformy Obywatelskiej, także postkomuniści z SLD, a co więcej skrajni lewacy z antychrześcijańskiej, libertyńskiej „Wiosny” Roberta Biedronia i nie mniej lewaccy, choć spokojniejsi od nich neomarksiści z partii „Razem” Adriana Zandberga, możemy się spodziewać, że obrady Sejmu obecnej kadencji będą znacznie mniej merytoryczne od obrad Sejmu poprzedniej kadencji, będą za to znacznie bardziej hałaśliwe i widowiskowe. I może być z tego powodu nawet bardzo wesoło!
Tylko czy o to chodzi? Bo choć budynek polskiego Parlamentu może komuś nieco przypominać cyrkowy namiot, to przecież cyrkiem nie jest, i być nim nie powinien. Niestety, do Sejmu i Senatu obecnej kadencji, oprócz poważnych parlamentarzystów, choć z różnych opcji, szczerze jednak zatroskanych o los Ojczyzny i jej obywateli, weszło również nieco takich, którzy zamiast w parlamencie, powinni raczej robić karierę w jakimś podrzędnym wędrownym cyrku!
Jerzy Klus