***
każdą myśl Panie
Tobie oddaję
lecz nie bierz uczucia
które zakwita w duszy
nie gań mych słów
gdy wracam ze świata trwogi
gdy wspomnień słyszę echa
nie gań mnie Panie
daj lepiej Panie
siłę większą niż rozpacz
i wlej nadzieję
w wystraszoną duszę
***
chwila
jak błysk
promieni słońca
pośród chmur
spojrzenie niewinne
jak błękit
ukochanych oczu
gorące
jak
żar ognia
płomień
wielki i mocny
spala
rudę mojej
duszy
w złote
serce
Byłaś chwilą…
Byłaś chwilą tak trwałą
jak dusza człowieka,
chwilą głębi westchnienia
i powracających wspomnień.
Byłaś rozkoszą myśli i ciała
nadzieją mi i otuchą,
miłością wieczną, niespaloną.
Pozostałaś żarem gorącym,
płomieniem w sercu tlącym.
Chwilą, która spala w popiół
niszczy i odradza…
Z prochu powstałem
Jestem szaleńcem i ofiarą nadziei
płomienia miłości popiołem.
Rozwiany wiatrem
w tysiące stron.
„Z prochu powstałeś…”
pozbieram popioły i złączę
klejem szalonych wspomnień
„…i w proch się obrócisz”.
Pochylam głowę
i czekam na ogień,
bo z prochu powstałem
i w proch się obrócę.
Quo vadis
Oddalam się każdego dnia
coraz bardziej,
by pewnej nocy powrócić
w zapomniane miejsce.
Błądzę po ścieżkach bez znaków
szukając drogi,
do nieznanego celu,
jak ślepiec szukający światła.
Przechodzę często obok
podobnych ludzi,
błądzących do gdzieś tam,
bez pytań, pewnych siebie.
Tak łatwo czasami
udaje się nam
udawać, że dobrze wiemy
dokąd idziemy.
Miłość matczyna.
mamie, dziękując
za miłość i trudu owoce.
Miłość jest wielką, wieczną ofiarą,
którą wypełnia w milczącym cierpieniu,
każdy kto kocha i miłuje,
kto serca gorącego innym nie żałuje.
W codziennym trudzie dnia,
w ciepłym słowie i radosnym uśmiechu,
skrywanych łzach i cichym cierpieniu,
matka miłosną ofiarę spełnia.
Kocha swe dzieci, choć od urodzenia
trudne i smutne przeżywa chwile,
choć miłość sama dodaje cierpienia.
O matko, w podzięce padam do Twych stóp,
z wdzięcznością wielką całuje Twe święte ręce,
i dziękuję gorąco za Twój wielki trud.
List dyktowany tęsknotą
Tęsknię za czułością
spojrzeń Twoich oczu,
za cichą miłością
ciepła Twoich dłoni,
słów kojących serce
i skradzionych Bogu snów.
Niepokój
sekundy wloką się potwornie,
świat wkoło biegnie nieuchwytny
a czas pędzi, jak na złość
z prędkością kulawego żółwia
telefon leży w cichym bezruchu,
nie dając znaku życia,
próbuję go ożywić,
podnoszę, szybko przyciskam klawisze
i nasłuchuję z napięciem:
„abonent czasowo niedostępny,
proszę zadzwonić później”
a niech to, krew pulsuje szybciej,
fale myśli przelewają się jak w sztormie
zaczerniając wszystko,
obrazy godne horroru wyświetla wyobraźnia,
próbuję jeszcze raz, jeszcze jedna cyfra
zachłannie wsłuchuję się w ciszę i …
„abonent czasowo niedostępny,
proszę zadzwonić później”
słuchawka wyślizguje się z ręki,
trzask przerywa potworną ciszę,
na chwilę,
i znowu przejmująca groza,
słychać potworne bicie serca,
zaczyna brakować mi sił,
„abonent czasowo niedostępny,
proszę zadzwonić później”
kiedy to się skończy?..
***
Kiedyś strumienie łez,
były pełne bólu,
miały smak tęsknoty
i głębokość żalu.
Dzisiaj,
jeżeli się pojawiają,
są tylko słone
wykrzywiają twarz
w smutny grymas.
Kiedyś uśmiech
był radością,
promieniem słońca
ogrzewającym chłód zwątpienia
Dzisiaj,
jest grymasem,
bez wyrazu, może z bólem
wymuszonym na potrzeby
ludzkich pragnień.