Rowerem…
Stanowią codzienność, mijamy je bezrefleksyjnie. Wszak były tu od zawsze, tak nam się przynajmniej wydaje. Wrosły w krajobraz i nie budzą żadnych emocji, bo niby dlaczego miałyby je wywoływać. Czasem ktoś przystanie i –zgrozo! – uczyni znak krzyża albo i zapali świeczkę lub znicz. Dziwak jakiś, Czy niespełna rozumu osobnik ?
Zaniedbane, dotknięte stygmatem przemijania, przyprószone kurzem codzienności, ochlapane brudem cywilizacji. A jednak – z czego nie zdajemy sobie sprawy – stanowią interesujący element kultury, są bez wątpienia dziełem artystycznym i często architektonicznym. Pomnikiem doniosłej historii lub lokalnych wydarzeń. Ktoś kto je wzniósł albo ufundował – dziś byśmy powiedzieli „zasponsorował” – oddając w ręce artystów, utalentowanych rzemieślników bądź „domorosłych talentów”, miał w tym jakiś cel. Jakaś intencja bardziej lub mniej wzniosła mu przyświecała.
O czym piszę, co mnie zainspirowało i skłoniło do podzielenia się z Szanownymi Czytelnikami owymi refleksjami?
Kapliczki i krzyże przydrożne. Te stojące niegdyś na rozstajach, wskazujące drogę dalszej wędrówki do… lub z…. Swoistego rodzaju kierunkowskazy. GPS ówczesnej rzeczywistości. Z bezdroży i rozdroży wobec rozwoju cywilizacji i architektury przeniesione w centra miast i miasteczek przy ruchliwych ulicach i placach mimo, iż od lat a nawet wieków nie zmieniły miejsca posadowienia albo tkwią w zapomnieniu czekając, aż jakiś zbłąkany turysta zlituje się i obudzi je z długotrwałej drzemki słowami modlitwy.
Nie zdajemy sobie z tego sprawy ile zawierają informacji o ludziach, czasach, wydarzeniach.
Oto na początek kilka owych „cudeniek” z przebogatego w nie Podkarpacia. Często mam okazję napotkać je podczas moich rowerowych wędrówek. Przystaję, fotografuję, odczytuję intencje, modlę się za jej twórców i ofiarodawców i oddaję się refleksjom nad minionymi czasami.
Huta Krempska Kraszna
Krzemienica Wola Cicha
Lutoryż