Przed 45 laty, w czerwcu 1976 roku, w Radomiu, Ursusie, Płocku, a także w niektórych innych miastach Polski doszło do po raz kolejny do robotniczych protestów, które podobnie jak poprzednie protesty społeczne zostały brutalnie spacyfikowanych przez komunistów.
Ich pierwotną przyczyną było, podobnie jak w przypadku protestów z grudnia 1970 roku, ogłoszenie przez władze PRL wprowadzenia od 28 czerwca 1976 roku drastycznych podwyżek cen żywności, w dodatku podwyżki te miały być o wiele wyższe niż te, których wprowadzenie władze PRL zapowiedziały w grudniu 1970 roku, co doprowadziło do robotniczych protestów na Wybrzeżu. Bowiem, tym razem ceny wzrosnąć miały: mięsa o prawie 70 procent (lepszych gatunków o 110 procent), drobiu o 30 procent, masła i nabiału o 50 procent, ryżu o 150 procent, cukru o 100 procent! Władze zapowiedziały wprawdzie wypłacanie za te podwyżki pewnych rekompensat, tyle tylko, że skrajnie niesprawiedliwych, bo procentowych, czyli uzależnionych od wysokości zarobków. Oznaczało to, że najwyższe rekompensaty otrzymywać będą ludzie najlepiej zarabiający (dyrektorzy i wyżsi kierownicy, którymi niemal zawsze byli komuniści), a najniższe ludzie najmniej zarabiający, a zatem także najbiedniejsi.
Powszechne oburzenie wprowadzeniem tak drastycznych podwyżek cen sprawiło, że 25 czerwca 1976 roku w wielu przedsiębiorstwach wybuchły strajki, w tym w ponad 50 dużych zakładach pracy. Uczestniczyło w nich od 60 do 70 tysięcy osób. Do najostrzejszych protestów doszło w Radomiu, Ursusie i Płocku, gdzie robotnicy wyszli manifestować na ulice. W Radomiu podpalony został budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR, a w Ursusie robotnicy najpierw zablokowali, a potem rozkręcili, tory kolejowe, wstrzymując tym kursowanie pociągów na trasach z Warszawy do Poznania i z Warszawy do Krakowa.
Przewidując wybuch protestów społecznych, komuniści dobrze się do nich przygotowali, gromadząc zawczasu duże siły ZOMO, których następnie użyli do brutalnej pacyfikacji strajków i manifestacji ulicznych. Jednakże tym razem nie odważyli się na użycie wojska i strzelania do protestujących, ograniczając się do ich brutalnego bicia, obrzucania granatami z gazem łzawiącym i petardami hukowymi, polewaniem wodą z armatek wodnych. W trakcie tłumienia protestów, aresztowano około dwa i pół tysiąca osób. Zatrzymanych, ZOMO-wcy z reguły przepuszczali przez słynne „ścieżki zdrowia”, brutalnie ich katując. Później stawiano ich przed kolegiami ds. wykroczeń lub sądami, które wymierza im drakońskie kary, nawet do 10 lat wiezienia.
Według oficjalnych danych, podczas protestów zginąć miały trzy osoby, a około 200 zostać rannymi. Jednakże liczba ofiar mogła być wyższa, gdyż niektóre osoby mogły później umrzeć wskutek bestialskiego pobicia. Na pewno za ofiarę czerwca 1976 roku uznać należy ks. Romana Kotlarza zakatowanego na śmierć przez funkcjonariuszy SB za to tylko, że pobłogosławił manifestujących robotników i modlił się za pobitych przez ZOMO.
Po stłumieniu protestów, komuniści okrzyknęli manifestujących robotników „warchołami” i rozpoczęli organizowanie wieców poparcia dla rządzącej partii, podczas których potępiano „warchołów”, którzy się działaniom komunistów sprzeciwili, żądając ich surowego ukarania. Na wiece te spędzano pod przymusem pracowników i młodzież szkolną, nakazując im skandowanie haseł na cześć partii i jej pierwszego sekretarza Edwarda Gierka.
Protesty z czerwca 1976 roku zmusiły jednak komunistów do wycofania się z wprowadzania drastycznych podwyżek cen żywności, co uznać należy za ewidentne zwycięstwo uczestniczących w tych protestach robotników. Dodatkowo zapoczątkowały one powstawanie w Polsce jawnych grup opozycji antykomunistycznej, z których pierwszą był (założony z inicjatywy Antoniego Macierewicza) Komitet Obrony Robotników (KOR).
Jerzy Klus